Aisza
Jechałem przez diuny, jechałem przez piaski
Aż ujrzałem obóz w martwym słońca blasku.
Nad wyschniętą rzeką wygasłe ognisko,
Porzucone próżne juki i to wszystko.
Spętałem wielbłąda, siadłem na kamieniu,
Sięgnąłem po betel i żułem w milczeniu,
Przed sobą ujrzałem twarz pięknej Aiszy
I całą historię, którą wam opiszę.
Widzę: Płonie ogień i jagnię się smaży,
Sześć bukłaków wina Allaha znieważa.
W miedzianym imbryku kawa się gotuje...
Brat brata dziś wielką ucztą podejmuje.
Widzę: Brat spać poszedł między konie, osły,
Te bukłaki wina ciężki sen przyniosły,
Drugi brat wielbłąda dosiada najciszej,
Porwał bratu żonę – przecudną Aiszę.
Widzę: Brat się budzi. Dawno minął ranek,
A w haremie braknie żony ukochanej,
Więc zaraz kulbaczy rączego bachmata
Przez piaski pustyni będzie gonił brata.
Widzę: Szabla błyska. Bracia groźnie dyszą
Pragną z sobą walczyć o piękną Aiszę,
Ona zrywa nikab, między braćmi staje
Choć obaj są wściekli, walczyć im nie daje.
I słyszę jak mówi cedząc każde słowo:
Obaj mi jesteście wstrętni jednakowo,
Lecz wrócę do męża, co moim rodzicom
Dał za mnie mahr suty – cztery wielbłądzice.
Nikt z was mnie nie spytał, czy wolę którego,
A ja do haremu tęsknię mężowskiego,
Bo jest w tym haremie najsłodsza Dżalila,
Która mi dzień każdy i noce umila.
***
Na śladach ogniska ogień żem rozpalił,
Gotuję maqlubbę, dziś nie jadę dalej.
Noc niesie ochłodę. Dumam sobie w ciszy
O historii braci i pięknej Aiszy.
.