Bańki mydlane
Przed milionami lat
Męczyła Ewa Adama
- Zbudujmy sobie świat
Tak teraz straszno na zewnątrz
Wśród ryków, i kłów, i wichrów
Zbudujmy sobie świat z ciepła
By morze złe trochę przycichło
Warstwa po warstwie – weź glinę
I sznur, i metal, i kamień
I ogień, i parę, i plastik
I uran, weź, jeszcze zostanie
Kobiecie się nie odmawia
Więc zaraz u świata steru
Stanęły miliony zmęczonych
I silnych bohaterów
Zboże zmielili na żarnach
Wylewką pokryli błoto
I cięli metale laserem
I oszczędzali złoto
Och, jacy to budowniczy!
Na warstwie kładła się warstwa
Gdy przewijali pieluszki
I wymyślali lekarstwa
I wszystko wiedzieli o życiu
I ręce mieli zgrabiałe
A świat się powiększał i piękniał
Aż w któryś poniedziałek
Nudziła się Ewa ździebko
Bo wszystko już zbudowane
I wydmuchała z wygody
Różowe bańki mydlane
A w każdej mydlanej bańce
Miotał się jakiś stworek
Tu spółka skarbu państwa,
Tu - dumny profesorek
- Ależ są kolorowe!
Chcę jeszcze jedną bańkę!
Może w niej będzie socjolog?
A może Ben Bernanke?
I Ewa dmucha i dmucha
Aż Adam krzyczy – matko!
Przestań się wreszcie wygłupiać
Zjedz może jakieś jabłko
Aż frunie dumna Nemezis
Z sąsiedniej mitologii
- Waga jej dynda groźnie
U palca prawej nogi
I chociaż zwykle poważna
Śmieje się do rozpuku
Gdy wszystkie bańki mydlane
Rozbija na twardym bruku