Na ławeczce
Towarzystwa się duszy zachciało...
Ciało z ławeczki nagle powstaje,
a cień, którego było tak mało,
nagle olbrzyma teraz udaje.
Jakaś z jasności jest więc pociecha,
poważny powód, by powstał wierszyk.
Na ziemi cień mój płaski jak decha
stóp mi dotyka. Kto dotknął pierwszy?
Przed ławką leży i coś tam szlocha,
jak stary kumpel przy alkoholu,
twierdzi, że on też tak samo kocha,
choć rozebrany jak do rosołu.
I tak po kilku godzinach dusze
wzajemnie żeśmy sobie podnieśli,
zupełnie bladzi teraz od wzruszeń,
lecz jednak mając już ten sam prześwit.
Witold Tylkowski