Wrócimy za rok
Modrzewie na Łysej
nas dawno przerosły —
na pogorzelisku
patrzyliśmy w siebie.
Dziś z ciemnego boru
nikt chrustu nie zbierze,
a dorodnym jodłom
pnie smucą się w niebie.
Wciąż kopcom dla mrówek
w ściółce się przewraca,
gdy ciemna Madonny
twarz przegania burze.
Całkiem młode przy tym
uśpione kurhany
z kamieni jak żywo,
w ruchomej naturze.
Gdy późne wieczory
po źródła i studnie
odżywiają pośród
śladów pieca z cegieł,
w aksamitnych sierściach,
strzyc można uszami,
łanie z koźlątkami —
podchodzą po zieleń.
A gdy ścichnie łąkom
okrzyk i sokoła,
ptakom w naparstnice
białe zmrok zapadnie,
nad wilgoć strumieni
po paproć do czoła
i kostur siermiężny,
świetliki się palą.