Wygram z miastem
przez chmurność trotuarów
przecisnę próżniowy krzyk.
W pielgrzymkach ludzi
złamanych cierpieniem,
ukryję odłamki siebie
- po co zapełniać kieszenie
gdy wyjściowy kubrak
mam tylko jeden.
Gwar spoconych kafejek,
przywita mą czujność
złogami spożytych sentencji
a chytre spojrzenia zlustrują biedę,
którą tak jakby się mienię.
Od zaułków do skwerów,
obok parkanów i bram,
zostawię ślady ego
idąc z wierszem pod rękę.
By sprytna codzienność
ze łzami deszczów,
nie zmyła symboli mojego tchnienia.
Na koniec w sercu,
zapiszę uczucia
wydarte zębami miastu.
Niech wolno dojrzeją
i nabiorą smaku
- może wydłużą mi życie
ostatnio niezwykle płochliwe...