przedział (3)
Droga do domu zwijała się niczym tęczowa szarfa. Jeżeli kiedykolwiek przez chwilę miałem poczucie pełni szczęścia, cokolwiek ono oznacza – to teraz tak jest. Widzę ją cały czas, chociaż od kwadransa wybijam samotny rytm swoimi krokami. Słyszę jej głos, a na ustach niosę smak pocałunku. Niby życie układa się samo, a my tylko czasami możemy pomóc losowi, by lepiej sobie wymościć gniazdko, ale ja jestem przekonany, że Nina jest moim przeznaczeniem.
Dziewczyna nie obciążona zbytnio wpajanymi konwenansami, pełna życia, chwilami nawet zadziorna. Czegoż chcieć więcej?
No jej – oczywiście. Najchętniej nie traciłbym ani chwili, by z nią być, te rozstania są całkiem bezsensowne. Myślę o niej non stop. Jak wariat.
Jej długie, płowe włosy o zapachu wanilii, wywinięte ku górze ciemne rzęsy i pełne usta. Kiedy coś mówi, patrząc na nią mam ochotę jednocześnie słuchać jej aksamitnego głosu, i spijać każde słowo z jej ust…
Romantyk ze mnie. O to akurat się nie podejrzewałem. Wstyd!
Poczułem nagłą ochotę na papierosa.
Ten rytuał pozwala mi na chwilkę przyjemności.
Nina.
Obejrzał się dwa razy, znaczy, że na pewno mój widok jest mu tak samo miły jak jego mnie.
Mknę do domu niczym czarna pantera, lekko i zwinnie. Polowanie było całkiem udane – jeden soczysty całus – ależ ze mnie wariatka. Przeskakuję jak w klasy co drugą płytkę chodnikową, a w oczach zapewne mam dwa serca zamiast źrenic. Energia mnie rozpiera. Rozmowa ze Stachem to czysta przyjemność. Nie jest zbyt wnikliwy i upierdliwie ciekawy. Świetnie opowiada o swoim życiu, widać, że każdy dzień go cieszy.
Zajmuje się swoim chorym przyjacielem ze studiów. Same superlatywy. I póki co niech tak zostanie.
Czas przecież jest bezlitosny, a z biegiem dni obnaży nasze wszystkie wady, jednak teraz jesteśmy jak bogowie chwili. O to chyba głównie chodzi w miłości.
Po raz pierwszy czuję się całkowicie przesiąknięta czyimś zapachem. Jakbym miała do siebie przyklejony jego cień.
Cóż. Mój Stach - po prostu.
Zanim się zorientowałam, otwierałam drzwi do mieszkania, droga minęła mi błyskawicznie.
Obiecałam mu SMS-a, zatem zaraz napiszę i kładę się spać.
Jestem w stanie euforii.
*
Czas mijał nam szybko, kiedy zagłębialiśmy się w opowieściach o sobie. I o ile sam początek znajomości był swoistą bombą feromonów, czym dalej znajomość poszerzała horyzonty, tym cielesność proporcjonalnie schodziła na drugi plan.
Spotykaliśmy się w parkach, niewielkich kafejkach, maleńkich knajpkach z klubową muzyką.
Topiliśmy się w swoich oczach i lampkach wina. Przytaczaliśmy sobie ulubione cytaty i przedrzeźnialiśmy się jak dzieci. Śmiech otwierał każde spotkanie, a czułe przytulenie zamykało.
Każdy dzień był niepowtarzalny, inny, świeży, tymczasem stawaliśmy się przyjaciółmi, którzy wiedzą, że będą coraz bliżej siebie.
W pracy szło mi nieźle, chociaż czasami upały dawały się we znaki. A ja krążyłam jak w kosmosie między polem magnetycznym, laserami, ultradźwiękami i masażami. Zaprzyjaźniłam się z małym chłopaczkiem, siedmiolatkiem, uczestniczył w bardzo poważnym wypadku autobusu, w którym połamał obie nóżki - Kamil. Przynosiłam mu zawsze lizaka, a on czarował mnie uśmiechem ponad ból ćwiczeń. Bohater codzienności.
Telefon czasami był zasypany wiadomościami, jak łąka płatkami kwiatów. Stachu uwielbiał mi przypominać o tym, że jest. Nie musiał, miał od dawna gniazdo w mojej głowie. Tyle, że przestałam już tak fascynować się jego fizycznością, a poznając charakter bardziej intrygowała mnie jego przeszłość.
Chłonęłam każde jego słowo. Był umiarkowanym rozmówcą. Konwersacja z nim to jak wymagająca ciągłej pielęgnacji roślina. Nie odkrywał najskrytszych myśli, ot tak. Musiałam wkładać wiele trudu, by wydobyć o nim cokolwiek. Bywały nawet chwile, kiedy sądziłam, że ma wiele do ukrycia.
Wówczas przebiegał mi dreszczyk po plecach i dalej patrzyłam na niego maślanymi oczami.
No fakt, bojaźliwa nie jestem.
Pewnej środy wracaliśmy około północy ze Spichlerza (rockowy klub) i zakipiał we mnie nadmiar niebotycznej mieszanki dobrej muzy, wina i świetnego towarzystwa. Zaprosiłam go do siebie.
Nie wiem jak to robię, ale odkąd go poznałam ciągle jestem szczęśliwa. Wiadomo, któż nie ma kłopotów, ale ja choćbym miała ich teraz tysiąc – i tak jestem bezczelnie szczęśliwa.
Wsiadamy do autobusu. Lekko kręci mi się w głowie. Stachu coś szepcze mi do ucha. Magia chwili. Światła nocy płyną na nas smugami, drzewa żegnają się mignięciem. Czerwone, zielone, strzałka.
- Cholera, zakochałam się! – Mam infantylny uśmiech na twarzy.
Po kilku minutach wysiadamy. Szukam klucza w torebce. Włączam światło, zapraszam Stacha do pokoju-pracownio-salonu i jadalni w jednym, otworzyłam na oścież okno. Spoważniał.
Włączyłam właśnie Led Zeppelin „D'yer Mak'er”. Kołysze nas muzyka.
Niech się dzieje wola ciał.
*
Wiatr rozwiewał firanki, które jak mgiełka otulały wieczór. Lampka sączyła leniwie światło, a my staliśmy naprzeciwko siebie, po raz pierwszy poważni. Serce łomotało mi jak oszalałe, chcąc wyrwać się z klatki.
Spojrzał na mnie zalotnie.
- Spokojnie, nie spiesz się. Cały jestem twój. – Uśmiechnął się.
Tymczasem to najtrudniejszy moment w moim życiu. Czekałam na niego tyle dni, wyobrażałam sobie wszystko z detalami, a teraz jestem jak małe dziecko, które chce wymarzony skarb natychmiast, teraz, już, a jednocześnie trzeba wypracować w sobie dystans, by docenić każdą wspólną chwilę.
Celebrować szczęście. Rozkoszować się smakiem bliskości. Dopełnieniem. Myślę, że to najdziwniejsza chwila, kiedy oddajesz się w najbardziej intymny sposób – osobie, której ufasz bez pamięci, chociaż będziesz się jej uczyć zapewne do końca życia - duszą , sercem i ciałem.
Od tej pory będziemy jednością, która z prozaicznych powodów będzie w ciągu dnia dreptać innymi ścieżkami, ale ciągle dążąc do tego samego celu – by być razem.
Jak w jednym krwiobiegu, wędrując wąwozami miłości, by ciągle spotykać się w sercu.
Wszystko jest takie proste i takie skomplikowane równocześnie. Pewnie to kwestia wagi jaką przypisuję związkowi, nie potrafię być zaangażowana częściowo. Jestem jak gąbka, wsysam wszystko i ciągle czuję, że mam rezerwę na więcej uczuć. Stachu od początku jest dla mnie wyjątkowy.
Niewiele myśląc zaciągnęłam go pod prysznic. Potem rzuciłam prześcieradło na dywan i wiem na pewno, że czujemy to samo.
Zasnęliśmy wtuleni w siebie. Poranne ptasie trele delikatnie wibrowały w powietrzu. Budzik, strażnik codzienności i punktualności skrzeczy, że już pora na śniadanie. Przez chwilę patrzyłam na jego profil i ciemne, faliste włosy otulające szyję. Delikatnie odgarnęłam je, szepnęłam mu do ucha:
- Wstawaj tygrysie.
- Nina, wiesz, że nie lubię dużo mówić. Powtórzę się tylko – jesteś obłędna – powiedział głosem zaspanego kocura.
I oto mi chodziło, przecież miłość to swoiste szaleństwo na punkcie drugiego człowieka.
Tak więc jeśli mamy swój czas tu i teraz, niech trwa. Jestem taka dumna, bo zapewne stałam się najważniejszą kobietą w życiu Stacha.
W myślach powtarzam sobie: mój Stach, mój Stach, mój Stach – no rzecz jasna, że zwariowałam kompletnie.
*
Jeżeli ktoś nie wierzy w miłość, to jest okrutnie zraniony i ma odłamek szkła w sercu, które ciągle jest ciałem obcym powodującym krwawiącą ranę. Rana nie goi się i codziennie przypomina o cierpieniu. Jeśli wierzysz w miłość, wyjmujesz odłamek i kochasz po prostu samotnie.
Ze Stachem jest mi tak jak przewidywałam, a może nawet lepiej. Uzupełniamy się, każde z nas wywalczyło sobie własną przestrzeń, by móc się rozwijać i oddychać nie tylko wspólnym powietrzem. Kilka miesięcy spędzonych razem nakręciło spiralę wzajemnej fascynacji. Kiedy trzeba jesteśmy poważni, kiedy mamy ochotę zachowujemy się jak zbzikowane dzieci. To w nim uwielbiam. Dystans do życia i niezwykłą umiejętność inspirowania mnie.
Być może jestem dziwną kobietą, ale lubię jego mrukliwość i to, że potrafi ślęczeć godzinami, by dopracować każdy swój szkic, zapominając o piciu i jedzeniu. Wtedy czuję się tak wspaniale niezbędna. Niosę mu świeżo zaparzoną kawę, swoim kocim krokiem. Wówczas spogląda na mnie z maleńkim uśmiechem, który chyba tylko ja jestem w stanie dostrzec.
Zastanawiałam się czasami dlaczego dwoje ludzi najpierw rozpaczliwie pragnie ze sobą być, a potem jeszcze szybciej ze związku uciekać. Może polega to na myśleniu, że można sobie kogoś przywłaszczyć, mieć jak słoik miodu, na w razie czego. Związek to praca i nieustanne kompromisy, które pozwalają się rozwijać, a nie uwsteczniać i sprowadzać do roli pomocy domowej.
Jak udowodnić, że na kimś ci zależy?
Jeśli musisz udowadniać, to znaczy, że to nie to…
Stachu nauczył mnie, że jestem ważna. Wszędzie, gdzie podąża jego myśl, czy ciało. Po co mi więcej?
Zamieszkaliśmy nieopodal mojej Mamy. Mam blisko i czuję się z tym lepiej, bo nawet kiedy dotyka mnie przesyt wizyt, to w nagłym poczuciu winy, mogę do niej zajść i ucałować w policzek.
Wiadomo, nie obyło się bez dochodzenia „Babci na tropie”, kim jest Stachu, co robi?, no a jaka rodzina?, czy rodziców szanuje? Z czasem kiedy go poznawały coraz bliżej, zaufały mojej miłości. Zwykły dzień,
z szarugą, czy bez, nie mógł być już zwykły, bo to był mój dzień ze Stachem. Wiem, wiem, każda idylla kiedyś się kończy. Ale skoro dajemy sobie szczęście, to po co mam się martwić, przecież szczęścia nie zawekuję na trudne czasy.
W naszym związku staramy się dużo rozmawiać, chociaż bywają chwile, które tną słowami lepiej niż brzytwa spiętrzone powietrze, ale nie potrafimy długo się gniewać. Poza tym nie chcę mieć zmarszczek na czole. A kiedy spojrzę na jego twarz natychmiast nabieram ochoty na pocałunek, lub choćby muśnięcie.
Właśnie siedzę i piszę pamiętnik w salonie, kiedy telefon wariuje na blacie natrętnym dzwonkiem. Niechętnie odebrałam.
- Pani Nina Mazur!? – usłyszałam obcy głos.
- Tak…
- Dzwonimy na ten numer, bo wskazał go Stach Dukaj, jako pierwszego kontaktu…- słyszę bardzo zdenerwowany głos męski, którego nie znam, zaciska mi się gardło, czuję, że zaraz się uduszę…
- Stach miał wypadek. Jest w ciężkim stanie po operacji w Szpitalu Wojewódzkim, proszę jak najszybciej przyjechać…
Nic więcej już nie słyszałam. Stałam się na kilka sekund skamieliną, która w błyskawicznym tempie pozwalała z powrotem wrócić wszystkim neuronom na swoje miejsce. Torebka, klucze, taksówka…
W głowie non stop jedno – Stachu poczekaj na mnie!
Taksówka na szczęście jak błyskawica dotarła pod szpital. Ocierałam chusteczką łzy, katar i pot ze strachu… Jak mam tam wejść? Tak bardzo się boję tego widoku, że tracę czucie w nogach. Recepcja, dowód, pielęgniarka prowadzi mnie korytarzem bez końca. Słyszę odgłosy aparatur, dzwonków alarmowych, komórek. Jestem tam, idę, a czuję się jakbym została w domu. Piszę dalej pamiętnik, a Stach krząta się w kuchni, bo właśnie wrócił z pracy…
OIOM, Stach w bandażach, pod respiratorem… Pomyślałam: boże, byle żył, reszta się nie liczy…
Ocena wiersza
Treść
Warsztat
Zaloguj się, aby móc dodać ocenę wiersza.
Komentarze
Kolor wiersza: zielony
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Pozdrawiam
Dziękuję za obecność - bardzo!
bardzo mi się podoba
miłosny amor nigdy nie wiadomo kiedy w nas trafi
jak zwykle jestem zachwycona niemożna się oderwać od tekstu
Pozdrawiam serdecznie 🦋
Pozdrawiam ciepło - Gocha🩰
Pozdrawiam noworocznie i liczę, że zajrzysz pod następną część :))
z jednej strony jest w niej wielka porcja szczęścia,
a z drugiej niepewności co do dalszych losów
Stacha, ale tak to jest, że życie pisze nieprzewidywalne
scenariusze, oby tutaj był happy end.
Serdeczności przesyłam, Kochana Gosiu.
Wszystkiego dobrego na Nowy Rok,
niechaj będzie dla Ciebie jak najpiękniejszy,
pełen radości, zdrowia i szczęścia.
Pozdrawiam Cię ciepło :)
Poradź mi proszę co do publikacji, bo nie wiem w sumie, czy to dobry pomysł, by atakować czytającego codziennie? A z drugiej codzienność gwarantuje ciągłość historii a nie jej rwanie.
Pozdrawiam Cię Kochana i dziękuję, że Ciebie mam!
Czekam co dalej...
Pozdrowionka 👍⭐
Pozdrawiam noworocznie - Gocha :))
Opowieść wciąga... akcją, ale co warte podkreślenia dużą kulturą i umiejętnością opisywania miłosnych perypetii jej bohaterów!
5/6
Serdeczności noworoczne, Gosiu, z uściskami i słonecznym uśmiechem :))⭐😘☀️
Każdy ma własny obraz miłości, oczekiwań wobec drugiego człowieka, zwanego partnerem, starałam się tylko uogólnić pojęcie bycia razem i niezbędność kompromisów.
Pozdrawiam Cię rozanielona po przepięknym Koncercie Noworocznym z Wiednia, i żałuję że tym razem mogłam obejrzeć tylko dwie partie baletowe. Natomiast Koncert był niezwykle subtelny i wzruszający.
Całusy Kochana :))
No musi być równowaga między gadzią męskością a żmijowatą kobiecością :))
Oczywiście film wspomniany przez Ciebie oglądałam i lubię :))
A co będzie dalej ze Stachem i Niną - niebawem.
Serdecznie Ci dziękuję, ze czytasz, jesteś, zostawiasz ślad :))
Noworocznie pozdrowienia ślę do Ciebie :)
Inne wiersze z tej samej kategorii
Inne wiersze tego autora
Nasza strona korzysta z plików cookies. Używamy ich w celu poprawy jakości świadczonych przez nas usług. Jeżeli nie wyrażasz na to zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. Więcej informacji na temat wykorzystywanych przez nas informacji zapisywanych w plikach cookies znajdziesz w polityce plików cookies. Czytaj więcej.
Szanowni Użytkownicy
Od 25 maja 2018 roku w Unii Europejskiej obowiązuje nowa regulacja dotycząca ochrony danych osobowych – RODO, czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych).
W praktyce Internauci otrzymują większą kontrolę nad swoimi danymi osobowymi.
O tym kto jest Administratorem Państwa danych osobowych, jak je przetwarzamy oraz chronimy można przeczytać klikając link umieszczony w dolnej części komunikatu lub po zamknięciu okienka link "Polityka Prywatności" widoczny zawsze na dole strony.
Dokument Polityka Prywatności stanowi integralny załącznik do Regulaminu.
Czytaj treść polityki prywatności