Brama ciszy.
po moich powiekach, dłonią gładząc zmierzch.
Siedzę w milczeniu, wsłuchany w pustkę,
gdzie myśli płyną — cicho, bez treści.
Cisza mnie woła z głębin wszechświata,
nicość rozchyla bezpieczne ramiona.
Zamykam oczy — nie czuję już ciała,
to nie jest koniec… to tylko brama.
Patrzę — życie odpływa bez krzyku,
w szkle spojrzeń, poświata dni moich.
Nie mam już siły, brak westchnień moich,
rozbite sny mroczne, ciemne nieznośnie.
W oddali brama, ledwo widoczna,
z mroku zrodzona, z nicości utkana.
Za nią jest postać — ciemna, bez twarzy,
kostur oparty o ciszę świata.
Refren:
Cisza mnie woła z głębin wszechświata,
nicość rozchyla bezpieczne ramiona.
Zamykam oczy — nie czuję już ciała,
to nie jest koniec… to tylko brama.
Ciszą przemawia — wszystko wyjaśnia,
gdy wszechświat bez końca, zaczyna gasnąć.
Nie czuje bólu, krzyku, rozpaczy,
Jest tylko spokój — cichy, nieznany.
I staję tam… na progu granicy,
między tym co było, a co może się zdarzyć.
Ciemność przytula jak matka zmęczona,
a światło… to tylko ostatni błysk życia.
W ciszy rozbrzmiewa ostatni oddech,
czas się zatrzymał, nic nie przeminie.
Przechodzę przez bramę, bez lęku, bez pytań,
w świetle, co gasnąc — budzi istnienie.
Zamknąłem oczy — nie czując już ciała,
to nie jest koniec… to tylko brama.
Utwór przeszywa ciszą, która nie jest pustką, lecz zaproszeniem do refleksji nad granicą między byciem a niebytem, między końcem a początkiem.