Wiórek II
- Po pierwsze to nie twój, a po drugie nigdzie go nie schowałem.- Wiórek niechętnie przetarł zaspane oczy. Kłótnia dzieci obudziła go z głębokiego snu.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się do Lutka zerkając ukradkiem do salonu. Przed kominkiem stała zapłakana Zosia z bratem. - Co się dzieje? Jeśli żadne z was nie wzięło pajacyka, może kot się nim bawił? - Przy zapłakanej dziewczynce, przykucnęła mama.
- Kot! Słyszałeś Lutek, musimy się szybko ewakuować, inaczej czeka mnie marny los... - Szepnął w stronę kukiełki Wiórek.
- Mruczek jest na zewnątrz, siedzi na parapecie. - Wskazała na okno Zosia.
- Może był wcześniej. Rano już wyszłam parę razy na podwórko. Pewnie wszedł i wyszedł ponownie. Zbierajmy się, pojedziemy odwiedzić tatę. - Wyjaśniła mama.
- A ja właśnie chciałam pokazać go tacie. -
- Tata i tak go nie zobaczy, przecież śpi. - Odpowiedział na miejsce mamy Staś.
- Ale słyszy, mogłabym mu powiedzieć jak wygląda pajacyk. -
- Skoro śpi, to jak ma słyszeć? Lekarze tylko tak mówią, żeby nas pocieszać. Tata głęboko śpi i może już nigdy się nie obudzi..! - Krzyknął Staś. Bardzo poruszony, pobiegł do swojego pokoju.
- To prawda mamo? Tata już się nie obudzi? - Ponownie rozpłakała się dziewczynka.
- Lekarze mówią, że niedługo się przebudzi, a oni nie mogą kłamać. Bądźmy dobrej myśli. Staś bardzo tęskni za tatą. Jest smutny i zniecierpliwiony. - Mama przytuliła Zosię a potem poszła do chłopca. Wiórek słuchał z mocno bijącym sercem. Na nowo ogarnął go niepokój, lecz inny niż ten na wiadomość o kocie. To co usłyszał, przypomniało mu dzieciństwo. Nie pamiętał mamy. Tata opowiadał mu, jak pewnej wiosny mama wpadła do rzeki. Odpłynęła tak daleko, że nie potrafiła odnaleźć drogi powrotnej. Zdążyła uratować Wiórka, którego wyjęła na brzeg, zanim porwał ją nurt rzeki. Do tej pory Wiórek czyta jej listy, chodź teraz już wie, że pisał je tata.
- Wyszli...- Z zadumy wyrwał go dźwięk zamykanych drzwi. W jego kierunku słychać było delikatne stąpanie czworonoga. Wiórek ledwo zdążył upchać swojego Lutka z orzechem nieco głębiej pod schody, gdy na czubku swojego ogonka poczuł łapę kota. - Aj!- Uderzył głową o belkę, wyciągnął w podskoku swój ogon spod szponów Mruczka i zwinął się w kłębek. Przed jego pyszczkiem zaświeciły piękne, zaciekawione oczy.
- Psyt... Uciekaj!...Jestem twoim kuzynem, tak jakby... A kuzynów się nie je...- Wiewiórka pstryknęła palcem po nosie Mruczka. Kot się otrzepał i jeszcze bardziej podekscytowany, machał łapkami przed rudym gościem.
- Nie mam wyjścia. -Mruknął Wiórek, rzucając jak najdalej swój dodatkowy orzech. Mruczek od razu za nim pobiegł, a on w tym czasie czmychnął po schodach na górę, zatrzaskując za sobą pierwsze napotkane drzwi. Różowo-beżowe ściany, lalki i misie świadczyły o pokoju Zosi. Kot nie dawał za wygraną. Przybiegł po chwili na górę i w podskokach próbował załapać za klamkę. Okno w pokoju było lekko uchylone. Wiórek ucieszył się na ten widok, była to szansa aby wydostać się z domu.
- Chodź Lutek. Będziesz się musiał jakoś wdrapać ze mną. - Rzekł do swojego nowego przyjaciela. Wydawać by się mogło, że niemal zapomniał przy nim o swoim osiemdziesiątym orzechu, za którym przyszedł do tego domu. Kiedy już się zbliżył do okna, do pokoju uchyliły się drzwi. Nie mając czasu na zastanowienie, Wiórek skoczył do szafy. Mruczek wśliznął za nim swoją głowę - Miauł...- Powtórzył parę razy, grzebiąc łapkami między ciuchami.
- Mruczek! Kici kici..- Wiórek usłyszał z ulgą wołanie. Kot obwąchał jeszcze ciuchy, jakby chciał zapamiętać gdzie ma wrócić i pobiegł na dół. Wiewiórka wygrzebała się ze stosu tkanin, łapiąc głęboki oddech. Niebawem, Po wyjściu kota, do pokoju wbiegła Zosia. Złapała za największego miśka i przytuliła się do niego, nie ruszając się z łóżka.
- Zosiu, zejdź proszę. Pomożesz mi ze Stasiem przygotować obiad. Zrobimy naleśniki, co ty na to? - Do pokoju weszła ostrożnie mama.
- Staś miał rację. Tata nas nie słyszy. - Odpowiedziała rozżalona Zosia.
- Tata słyszy, lecz nie ma jeszcze siły aby dać o tym znać. Lekarze doradzają, aby mówić do niego jak najwięcej. Nasze głosy, dają siłę jego sercu. - Tłumaczyła mama, głaszcząc dziewczynkę po głowie.
- Czy na pewno się obudzi? -
- Tak Zosiu. Na pewno. -
- A znalazłaś mojego pajacyka?. Bardzo chciałabym go zabrać następnym razem do szpitala. -
- Jeszcze nie. Dopiero wróciliśmy. Może poszukasz ze Stasiem, a ja zacznę przygotowywać obiad? -
- Zgoda. Ale naleśniki ja smażę?-
- Dobrze. - Mama wzięła Zosię w ramiona i zeszła z nią do salonu. Wiewiórka słuchała uważnie, zerkając przez szparkę w szafie na rozmówców.
- Dobrze że zamknęły za sobą drzwi, Lutek. Kocurek nie będzie nas stresował. - Szepnął zamyślony do swojego ludzika.
- Trochę przykre z tymi dziećmi i ich tatą, ale to nie nasza sprawa, prawda? - Dodał niepewnie, jakby prosił o potwierdzenie ze strony Lutka.
- Nie do końca, kochany Wiórku. Odpowiedział mu łagodny głos.
- Ach! Kto to?!- Wiórek rozejrzał się dookoła, szukając schowanej postaci.
- Jestem przed tobą, twój Lutek. - Na przemalowanym orzeszku ożyły oczka i piękny, serdeczny uśmiech. Wiórek przetarł z niedowierzaniem swoje oczy.
