Zawodzenie
Opisuję, co może być dalej. Jak sobie trochę pomóc. Jak czasem ulżyć lub gdzie, czy też kiedy, jednak szukać dalszej pomocy.
Pytam poprzez obecność tych, którzy odchodzą, co chcieliby z siebie jeszcze wypowiedzieć. Słucham do ostatniej kropki, która zwykle występuje przy innej okazji. Odpowiadam na wstydliwe zapytania. Kim jest ta pani, która ze mną mieszka? Gdzie jestem? Czy jestem teraz inna w tym miejscu, czy coś mi się stało?
Wyjaśniam, że dziś nie wstaniemy, ale może jutro. Ćwiczymy, jeśli można. Wierzymy w moc sprawczą jutra, które o niczym, co wczoraj nie pamięta.
Mam na imię Stasia. Tak, bardzo podoba mi się to imię.
Ale szczerze obawiam się, że będę cierpieć długo przed śmiercią i nikt mi nie pomoże, bo ludzie zasługują na tyle za każde niefortunne słowo jak przy zastawie z fondue na wykwintnym spotkaniu w wyśmienitym towarzystwie.
Ci ...
wspaniali ludzie,
żyli wciąż nie wiedząc,
że tak potrafili
biegnąć do mety,
spijali duszkiem,
gdy ciągle mogli,
lepiej nie widzieć ci,
czym zatrzymanie —
poupychana
pamięć w kieszeniach,
miękka chusteczka
do brzegów powiek.
Inni
Zawód, bo zawodzę.
Zawód, bo zadano
miłość, Boże Ojcze,
jak czas z trudną zmianą.
Starasz się, aż stara
jesteś ze starania
i niestaranności
do upodobania.
Gdy życzenia wszystkie
już się wypożyczą,
błękit końcem im, mi
nitryl rękawicą.
Stasia
jeden mam rok
po okamgnieniu
widziałam nagość ludzi zbyt wielu
mama tak kładła mnie na podusi
umyła dała zjeść ogrzać w duszy
kim była Stasia i czy straciła
sens życia z ludźmi — li — wszyscy odchodzą
zapominają co sprzed godziny
godzinki tylko zostają ze mną
