Echo bliskości
w szumie codziennym, w miejskim zgiełku,
milkną spojrzenia w tłumie przechodniów,
gasną jak świece, niesione przez wiatr.
Wzrok spotyka wzrok na moment krótki,
iskra w ciemności, szept bez słowa —
potem znów cisza przechodzi ulicą,
niosąc w powietrzu echo niewypowiedziane,
że bliskość trwa w zakamarkach myśli.
Zostaje cień w szybie nocnego tramwaju,
dotyk znikomy, a jednak prawdziwy,
ukryty w marzeniu, w pamięci zaklęty,
jak list bez adresu, nigdy nie wysłany.
Istnienie biegnie równolegle,
w nieskończonym oddaleniu,
lecz może kiedyś, pośród zwykłych dni,
dwie drogi złączą się — bez mijania,
a cisza przemieni w głos, oddalenie w bliskość, długo wyczekiwaną.