W Szeptach Poranka
Twój obraz w mej myśli cicho się grzeje.
Jak nuty na wietrze, jak światło przez liście,
Tak miłość do ciebie tka się w zawiłe nici.
Twe oczy — dwa światy, co nocą migoczą,
Gdy patrzysz, to cisza staje się proroczą.
Nie trzeba nam słów, gdy serca się znają,
W ich biciu symfonie miłości powstają.
Dotyk twój — jak piórko, co niebo przenika,
Czułością oplata, do duszy przemyka.
A śmiech twój — jak strumień, co w górach się rodzi,
W nim każda tęsknota natychmiast odchodzi.
Chciałabym cię w snach nieść przez bezkresne łąki,
Gdzie czas się zatrzyma, a dni będą dźwięki.
Gdzie tylko ty, ja i bezkresne trawy —
I światło, co z serca wybucha, łaskawy.
Bo miłość to taniec w bezruchu, w ciszy,
Gdy serce drugiego serca rytm usłyszy.
To nie jest po prostu „kocham” bez tchu —
To dom, to powroty, to życie bez snu.
Więc jeśli przeczytasz te wersy ukradkiem,
Wiedz, że są dla ciebie — z serca, bez przypadkiem.
Bo w każdej literze jest echo mego tchu:
Kocham cię teraz. I zawsze. I znów.