Nad strumieniem
Jednej izdebki świecą się oczy.
Wesolutko na skrzypcach gra świerszcz tuż nad stawem.
W powietrzu czuć śmiech i zabawę.
Nad głowami firmament ozdobiony atramentem
Aż czeka by wybuchnąć
Światłem miliona lampionów.
Tu jeżyk wystawia główkę z norki,
Gdzie indziej puchacz,
Wybija rytm skrzypkowi.
Na wsi nie ma zabobonów lecz magią kipi.
Delikatny szum wody uderza w płaszczyznę skroni, a człowiek pomimo zapadającego mroku, nagle się nie boi.
Urokliwe widoki, kiedy już przyzwyczaisz oczy.
Soki wprost z wierzby upadają na czuprynę,
Chwilę myśli,
Aż wyobraźnia podsuwa lawinę
I nagle z międzyliści jak nie wyjdzie łania,
Tak już przed tą kreacją serce swoje skłania.
Ah! Jakże wonna jest noc.
Ileż barw niesie za sobą czerń przykryta płaszczem z lnu.
Człowiek zaciąga się zapachem siana.
Nad strumieniem upada na kolana
I woła Pana:
Dziękuję Ci za ten twór!
Dziękuję Ci za łana po których przyszło mi chodzić!
Dziękuję, że jestem w to wszystko ubogi!
Kładzie się wezgłowiem na chłodnym mchu.
Posłaniem mu pień kłody,
Oddechem mu brak jest tchu.
Słyszy jak hula wiatr,
Jak huczą gdzieś hufce z lat minionych,
Lecz hura bura, piekła tu nie ma
I huk wszelki jest przytłumiony.
Humor dopisuje,
Gdy w szumie, wtóruje husaria wrażeń,
I sunie kopytami, bo suficie,
Usłanym sitowiem zdarzeń.
Wiele było porażek,
Lecz teraz już tylko odpoczynek.
Nad człowiekiem nachyla się łania
I całuje go w policzek.
Malutki wilczek chce zawyć,
By trzy grosze dołożyć orkiestrze...
Człowiek przerywa mu gestem i...
"Daj mi pomarzyć tu jeszcze"...