Za drzwiami
Takie, które nie boi się bólu.
Łatwo się wślizguje
w uśmiechnięte twarze,
zlewa się z tłumem
i znika.
Potrafię udawać radość —
uśmiech zostaje
nawet wtedy,
gdy w środku coś pęka.
Boję się chwili
za zamkniętymi drzwiami.
Gdy nikt nie patrzy.
Gdy zostaję sama
z monotonnym głosem w głowie —
natarczywym,
jakby znał mnie lepiej ode mnie.
Mówi, że nie ma nadziei.
A ja stoję pomiędzy:
ustami, które boją się milczeć,
i tymi samymi ustami,
które boją się mówić.
