Powrót na Ziemię
Dziś lgnę do bezpieczeństwa i skrzydeł jego rozpostartych
Woła mnie muszę podążać za tym kojącym głosem
Jedynym któremu mogę ufać wśród fali wzbieranej
Droga do miejsca zwanego domem
Prowadziła przez pełne chaosu szlaki lawą zalane
Utonęłam prawie dławiąc się żarem
To co zdawało się być najpiękniejszym snem obiecanym przez Boga
Jego dla mnie planem
Okazało się koszmarem
Moje przyjaciółki miały wspólny mianownik
Zimno
To trwoga i podłoga
Zmarźniętą wziął mnie w swe objęcia
Sprowadził z nieba na chodnik
Gdy spyta mnie kiedyś sędzia
Jak się tam znalazłam
Gdzie anioły latają
Opowiem że umarłam
.
.
.
A przynajmniej tak mi się zdawało