Na chwilę
obijając się o kolce własnych snów.
Zagubione palce daremnie próbowały
złapać wiązkę ostatnich ciepłych słów.
Po trzystu latach lub mikrosekundzie,
w samej bieliźnie i zdartych paznokciach,
runęła w dół, z okaleczonym sercem,
posiniaczonym gardłem i w obcych słabościach.
Nie było tu nic, oprócz głuchej ciszy,
wilgoci powietrza i szczerej otchłani.
Zapłakała po cichu i przytuliła się sennie,
kręg po kręgu, do czarnej, zimnej skały.
Piątego dnia ujrzała blask w kropli krwi.
Zapytała nareszcie "skąd to światło jest?"
"Z twoich oczu, Kochana" - rzekło echo,
"przecież dobrze o tym wiesz".
Stanęła u progu wycieńczona i ożywiona.
- Gdzie byłaś, Maleńka, w jaskini lwa?
-Och tak, mój Miły, lecz nie martw się już.
Zapomniałam na chwilę, że lew to właśnie ja.