Odchodzenie
liczę dni już nie od początku
ale do końca
a moje cierpkie myśli
wirują równie szybko
jak zeschłe liście
zanim skruszeją doszczętnie
poderwane podmuchem wiatru
raz po raz
w górę i w dół w uległym piruecie
chybione decyzje kołyszę w ramionach
takich pustych mimo ciężaru doznań
w rozkroku między domem a domem
bezdomna emigrantka
jakbym żyła nie swoim życiem
i nie umiem przestać żałować
czy to w ogóle możliwe wysycić się
po prostu byciem?
możliwe jest nie żałować odchodzić?