Obce portrety
zobaczyłem że krwawię.
Gdzie jestem?
Komnata ogromna,
umazana szlamem.
Na ścianach portrety
postaci obcych
szydzących ze mnie.
Chłód szczypiący
muska twarz
a ja pytam obrazów
o drogę najkrótszą
do domu.
Nie odpowiadają.
Oglądam się za siebie
a tam pustka,
wkradająca się
w me spojrzenie.
Ciągle krwawię
i nie wiem czemu.
Być może walkę stoczyłem
gdy odurzony potokami
mózgowych wypocin,
zasnąłem pokonany.
Zrobić coś muszę.
Zrywam przęsła
trzymające sznury
umysłowego rozpasania.
Odbijam się od ściany do ściany
kierowany chaosem
rozpadu cząstek
zwierzęcego zatracenia.
Wyję - tracąc siły
w potrzasku emocji
wytresowanych by przetrwać.
Upadam na kamienną taflę
i bezwład wpija się od stóp do głowy.
Spoglądam na obrazy...
Na jednym z nich
dopiero teraz
dostrzegam swoją twarz...
Nie!!! Nie!!!
Gdzie jest wyjście!?