praga (północ)
idzie na czwartek
ciemność wdziera się przez szpary
płoży po podłodze podstępnie jak wąż
wypraszając z łóżka bezsenność
zmysły wychodzą na światło nocne
gdy ona potyka się o jego spojrzenie
- pierwszą kostkę domina
poruszającą fantazję
werble w tętnicach wyznaczają rytm
w roli głównej ona
- w sukience jak niebo z cekinami
wirują w powietrzu frędzle i pióra
kiedy lecą w rozgwieżdżony granat
zaskakuje ich północ
i dwanaście uderzeń spóźnionego
chłodny blask księżyca
studzi krew w leżących ciałach
nienaturalnie opartych o tandetną lamperię