Przyjęcie w Malborku
Gdy podszedłem z orszakiem pod Malborka mury,
dostrzegłem gmach wielki, potężnej postury,
liczne baszty, wieże- nad fosy tym leżem,
stały wzniosłe, jakby złożone talerzem.
Przeszedłem bramy otwór wrót ciemny,
w cegieł widnokrąg wszem wbudowany,
mijałem kupców i służby bujnej mrowie,
białe płaszcze i głowy biegłe w mowie.
Rycerz w zbroi pełnej, pod chorągwią białą,
przywitał mnie słowem ciepłym, lecz dumnym,
za nim asysta z giermków barwną szat nawałą,
szła szykiem sprawnym, jakże wszak zakonnym.
I ugoszczono mnie w Wielkim Refektarzu,
gdzie resztę mych kamratów przyjmowano,
dania wyszukane wśród świata podawano,
przez oczy wpatrzone w Wielkim Mistrzu.
Rozmów gwar się rozniósł wszechstronny,
germański, lechicki, rzymski. Postronny,
rzekłby iż języki takie słychać wszem było,
lecz jakoś słowa pewnie się rozumiało.
Choć jako rycerz prastarej Polskiej Korony,
byłem wobec braci Krzyżaków niechętnie naglony,
przyznać musiałem szczerze i z szacunkiem,
że świecili wielce kultury świętej wizerunkiem.