puszcza
od małej mrówki po ssaki potwory.
pobity deszczem nie miałem schronienia
upadłem dając ziemi swoje ciało
w marzeniach dusznych chorych
beznadziejnych o domu cieple
innym niż upały o stopach twoich
czy moich na wodzie nie wiem
zasnąłem i nic się nie stało
to wtedy pojąłem: jestem epifitem
okiem wielkich kotów chrzęstem runa
drzewem do cna mahoniowym i
jestem ptasznikiem który wędrował
po mnie jak dotyk ust świtem
najdroższa moja dotrzymałem słowa
na drugim końcu świata wylizałem rany
nie umiem przestać kochać
bez opamiętania
wciąż wracam myślą w twoje
troskliwe ramiona