Za pustelnią droga rozwidla się...
na wschód i zachód.
Dotąd częściej chodziłem
tą pierwszą,
lecz dziś Bóg zechciał,
bym udał się gdzie indziej.
Nim zrobię krok naprzód,
spoglądam za siebie.
Jeszcze stokrotki tu kwitną wesoło,
jeszcze trawa żywo zielenieje,
jeszcze kosy śpiewają gwarnie,
jeszcze na ławce siedzi cisza z kawą.
Tymczasem przede mną
wiatr powiewać zaczął.
Czas już jest ruszać.
W kieszeniach piasku garstka,
w dłoni drewniany krzyżyk,
na głowie stara czapka.
Bądź wola Twoja!
– a za mną ślad po sandałach.