Lindos
białe domki rozsypane
jak klocki na dywanie
morskie kamienie
brukują uliczki
ciasne i wąskie
by zawsze być blisko
wspinają się pod górę
to znów opadają
tam gdzie codzienność
przesącza się powoli
od świtu do zachodu
rozgrzane powietrze miesza
woń ziół. na balkonach
stare kobiety obserwują
z uśmiechem przeciskających się
schodami do nieba
na akropol. w labiryncie pnączy
gubię zapach choć wiem
że i tak wpadnę w twoje sieci
utkane misternie jak rodyjskie koronki