"Dzień milczenia"
Milena w końcu usiadła przy stole na przeciwko mnie, a ja zanurzyłem widelec w ściętym białku i potem przegryzałem kromką chleba. Mila mówiła do mnie, a ja spoglądałem jak jej usta układają się w słowa. Uśmiecha się. Patrzyłem w jej roześmiane oczy i czułem jak wypełnia mnie spokój i współgra sennie z otoczeniem. I jak tonę w jej spojrzeniu.
- Ej. Ty mnie w ogóle słuchasz?
Ocknąłem się.
- Oczywiście. Zawsze Cię słucham - odparłem szybko.
Z tym "oczywiście" to trochę skłamałem. Takie słodkie kłamstewko. Które nic nie znaczyło z tym, że naprawdę "zawsze" ją słucham.
Został mi jeszcze ułamek sekundy by wybrnąć. Intuicyjnie wyciągnąłem dłoń do Mileny. Otwartą, ciepłą, myślę, że na swój sposób delikatną. Natychmiast położyła na niej własną, a jej oczy śmiały się do mnie. Siedzieliśmy tak w milczeniu.
Tak jak mówiłem na początku. Dziś miałem dzień milczenia.