Gdy
utkanym z porannej mgły
mijają mnie drepczące
pory roku, obładowane koszami swych wspaniałości
puszystym śniegiem, jabłkami, wstrętną chorobą
i bukietem tulipanów.
Gdy spaceruję po pomoście...
wokół unoszą się gorące
obce słowa, jak liście na wietrze
tańczą, wirują, tworząc gwiazdozbiory
lecz nie wskazują drogi.
Gdy spaceruję...
pod mostem płynie strumień
rwący, mieniąc się księżycowym srebrem
a na swym grzbiecie niesie
armadę maleńkich łódeczek...
łypią żółtym okiem na dziobie
i strasznie tęsknią za rodzinną przystanią.