Nad jeziorem
obłoki jak naleśniki wywrócone,
drzewa o kończynach rozciągniętych,
dwugłowymi trzcinami zmuszone do rozkroku
między sobą a absurdem.
Symetria pasożytująca na czasie -
dziesięciolecia skradzione jednym odpryskiem światła.
Sens wywłaszczony bez wysiłku,
ze skrywanym chichotem.
Patronem dzisiejszego szaleństwa
jest król pik wędkarzy
i tylko ptaki ponad tym,
w tańcu idealnym
synchronizują wszechświat wedle własnego uznania.
W tej głupocie powszechnej
jakaś przyjemność dziwna,
niczym kamyk
wrzucony w głąb świata,
gdy wszystko się rozpada,
a ty trzaskasz wraz z nim.