Roztopy
Zieloność liści każdego poranka
Krople rosy skrzące jak diamenty
Spijać codziennym uśmiechem
Polne bratki wybłękitniać niebem
Promieniem słońca miała pomalować
Letnie wieczory i mroźne zimy dni
Nocnym wołaniem majowego kosa
Niecierpliwością chwili zamknąć drzwi
By wtulić w siebie serca i odnaleźć sny
Dmuchawcem marzyła przyfrunąć
Zatrzymać czas wśród łanów traw
Nad filiżanką kłębuszkiem pary
Niesionym jak mały szczęścia łut
Dotykiem tchniętym z ust do ust
Pragnieniem jednym pozostała
Smugami deszczu świat zasłonić
Wiatrem w gałęziach polnej wierzby
Wyszeptać niewypowiedziany ból
Wezbraną rzeką niewypłakać łzy