Jak mniej myśleć
to dobrze, mniej boli głowa.
Wcześniej nadczynność mózgowa
kazała ci przeżuwać idee wciąż i od nowa.
A więc nie myślisz już o społeczeństwie,
co niemiłe jest i basta,
a gdy chwyci cię za nerw – wszystko wokół
złością obrasta.
Nie myślisz także o sztuce w wielu wymiarach,
co wymiera już od dawna.
Słyszy się co prawda jeszcze „ach” i „ech”,
lecz przy byle okazjach.
Myślisz jeszcze trzeźwo i wesoło,
zaraz jednak znikną o tym refleksje
i wszystko od początku i tak w koło.
„Nie warto” – słyszysz się.
Jeszcze tylko przed zaśnięciem,
o miłość i śmierć zahaczysz.
Myśli te przemkną jak mrugnięcie,
od jutra cała reszta ku pracy.
Śmierć tylko się nie wyszumiała
i w biednej głowie wciąż kołacze.
„Koniec śmierci” – to idea śmiała –
mówisz, śmiejesz się i płaczesz.