Zamilknijcie
ale jakby było ich za dużo.
Z prawej i z lewej głosy rowerzystów.
Głośne oddechy tych, co biegną,
żeby spalić kalorie.
Ich ciężkie wyziewy przyprawiają o
paraliż kończyn.
Z tyłu pies, a jego czujny nos
nie daje swobody wyboru trasy.
Bo trzeba uciekać. Tam, gdzie
tylko wiatr szumi.
Bo trzeba się skryć. W objęciach głuszy
zginąć, choćby na chwilę.
A później chodnik i głośna autostrada
bez życia. Co za paradoks, przecież mieści się
w centrum miasta. Tu gwar jest wieczny, ale
wyraźne słowo waży więcej niż
dwa jądra gwiazdy.
Zaparowane okulary. Nie są potrzebne,
ale czymś trzeba przyćmić jaskrawe kolory
łachmanów od świętej pamięci Gucciego.
To wypaczone piękno osiada na rzęsach.
Aż powieki się zamykają, a na ich czarnych ścianach
tańczą konstelacje.
To coś, o czym nie pamiętacie.
To coś, o czym nie myślicie.
Dlaczego nie podnosicie wzroku do góry,
żeby zorientować się w przestrzeni i w czasie?
To jest konstrukcja prawdziwie doskonała.
A za jednym tylko ziarnkiem piasku
tańczą pyły i zderzają się skały.