Marzenie o nagości
marzenie o noszeniu nagości.
W świecie naciąganych teorii
zawstydza bezbłędne myślenie
o uproszczeniach.
O polepszaczach.
O ulepszaczach.
Świat wyrasta na drożdżach cierpienia.
Puchnie i wylewa się z koryta.
Wszyscy w warstwach.
Kolejnych i kolejnych.
Bez zastanowienia
zakrywają twarz i całą skórę.
Tabletki i niekończące się kliknięcia w
hipnotyzujące ekrany.
Prawda jest tak odległa.
Prawdy już nie ma.
Kłamcy,
stać was na nowe domy, na samochody,
na błyszczące zegarki. Na dalekie wczasy.
Stać was na markowe ubrania, ale
w prawdę jesteście biedni.
Was już nie zawstydza nagość, bo
przywarła wam do ciała
skorupa brudu.
Ja się rozbieram,
ściągam cierniową koronę.
I biorę wdech.
Kłamcy,
mnie nie stać na BMW i Diora,
ale mam bogactwo nagości.
I moje kaleczne ciało jest piękne.
Niesymetryczne, nieidealne, ale
czuję na nim dreszcz.
I powietrze i ogień.
I każde wgłębienie niepewnej drogi.