Yggdrasil
Chciałbym znów boso przebiec po łące
Czuć zimną rosę na nagiej skórze
Lecz zamiast trawy są cierni kolce
Tej samej pomyłki już nie powtórzę.
Choć może wcale nie było łąki
Nie było trawy, błękitu nieba.
Na drzewie wiśni już kwiatów pąki
Zwracają swe twarze nie tam gdzie trzeba.
Na horyzoncie zarys postaci
Rozkłada ręce na znak pokoju
Im jestem bliżej tym ostrość traci.
Łatwo się zgubić w tym życia znoju.
Potężny Yggdrasil rozpostarł ramina
Oddając nam swoją pradawną wiedzę.
Ja pogrążony w ślepoty szponach
Podcinam gałąź na której siedzę.