jesienią wieczorami włóczy się straż miejska
w dłoni z winem prostuje nabijane papierosy
tak zwane robokiepy
dzień wcześniej nie martwi ich
świat co zasiał wiele nieszczęść
daleko od rzeczywistości
bezlitosnej niedoli
w domu nie czeka na nich nikt
ani chłopak ani dziewczyna
matka zmarła
ojciec daj spokój odszedł dwa lata po ślubie
nie pamięta tego
co mu po tym
popij mlekiem za późno
ale smród
na ławce w parku przy ulicy Zjednoczenia
staruszek z białą staruszką
patrzą nieśmiało na zmarszczone dłonie
opowiadają o bólu napotkanym przez szmat życia
on ma dwie córki w Ameryce
ona syna w Warszawie
nie widzieli dzieci wnuków od lat
nikt o starości nie pamięta
zawsze o tej porze
jedynie las gubi liście
straż miejska szuka potknięć pilnuje kupek zadbanych piesków
ładnych kobiet
i źle zaparkowanych mercedesów
aleją przyozdobiona jesienią
idę
mam nadzieję że czas
zabierze nas wcześniej
choć ciekaw jestem
dalszej drogi przede mną
która wije się jak wąż jadowity
pokazując zęby