Wiersz o przygodzie
dziejącej się w ogrodzie,
tam gdzie jabłka spadły już z jabłonki
i są zgniłe.
Późna jesień już się zbliża,
temperatura się obniża.
Już zgrabione liście kupki,
a pod krzakami gdzieniegdzie grzyby,
które dodam do jutrzejszej zupki.
Wnet wiewiórka z świerku korony
po gałęzi wchodzi
i na gałąź innego drzewa zwinnie przechodzi.
Na drugim drzewie
ma miejsce swojego spoczynku,
wnet znika nie podejmując już wysiłku.
Na ziemi piękne ustronie i ognisko tam pięknie płonie.
Dziadek kasztany,
które spadły do ogniska wrzuca,
wybuchają one,
lecz nikomu życia to jednak nie ukróca.
Dym unosi się ponad drzew korony i umyka,
im wyżej tym więcej dymu znika.
I tak mija jesienne popołudnie.
Muszę kończyć.
Idę,
bo właśnie woda zalała studnię.