Wyszedłem/ Idę
Wyrósłszy z serdeczności którą karmiła mama serce z kowadła odporne poręcz jak wąż to zjeżdżalnia do podróży bezpowrotnej
wyszedłem mamo na chwilę zaraz będzie padać zrobię ci kawę kochana tak blado dziś wyglądasz zupę zjem wyprzedzając twoje pytanie na wieczór się napiję do meczu i będę udawał pijanego cyklopa drugim okiem śledząc piłkę
Idę
Zimową chmurą motyli spaceruję bez podkoszulki topless w męskim wydaniu sobie idę siadają mi na ramionach na głowie na torsie owłosionym delikatnie jak u Apollona i ziemia mnie niesie przyjmuje mój krok lewa prawa rytmu skoki po pięciolinii jezdni truchtem po prąd kręcę kluczem wiolinowym łabędzia dumna szyją motyle fruną nade mną boskie kolory furkotu