Poranek wielkanocny
za powiekami
skrzydlaci mieszkańcy
drzew i krzewów
śpiewnie budzili świat
słońce ze złotą koroną
zapanowało na niebie
przepędzając
wszystkie niesforne chmury
świt był gotów
powitać dzień
ptaki też obudziły mnie
świergotając:
rozstań się już ze snem
niech sam dalej śpi
chodź do nas
wstałam i oniemiałam;
błękit wniknął w moje oczy
żadna chmurka
nie miała odwagi
przepłynąć po niebie
tam królowało słońce
pobiegłam nad morze
jeszcze drzemało
wysłało mi
kilka cichutkich fal
na przywitanie
plaża wołała:
chodź przytul się do mnie
dawała uczucie schronienia
przed złem tego świata
tysiące ziarenek piasku
szeptały ze sobą
czułam sie tu bezpieczna
poranek przygotowywał się
na powitanie dnia
dnia
który upamiętnia
odrodzenie świata
który niesie ze sobą nadzieję
miłości i pojednania