Zazdrość
Grupą ludzi nie wiadomym opętanych.
Z krytyką, złością i wyrzutami na ustach.
I ucieczką jedyną jest do nich przystać.
Choć pod parasolem społecznym stajesz,
Ocean moralny zmoczy twoją głowę.
Przerażony patrzyłem na te owe zjawiska.
Coś co miłością nazywają i tego nadużywają.
Słowom dwóm miary mniejsze nadają.
Pod dziwnymi nazwami się skrywają.
I czynami coraz gorszymi,
słowa swoje usprawiedliwiają.
Uśmiechnięty staje nad zgliszczami.
Ostatnie ostoje tej „miłości”.
Znam osobiście świątynie ludzkie.
Choć proroków nie wiele już liczy ta religia,
to liczba ta w dół spada.
Smutek przeszywa mnie, serce kłuje i boli.
Nawet przyjaciele się odwracają i tą dziwną
praktyką się zajmują.
Otwieram oczy, czy świat taki tylko wyobrażam sobie?
Czy słowa me bezsensu spadają na papier?
Czy jest już za późno?