Wskrzesić zamordowany umysł _ 3 (proza)
Sen okazał się na miarę narkotyku czy nikotyny – pozwalał odsunąć wszystkie wspomnienia. Problem stanowiła tylko nieuchronna konieczność przebudzenia.
Jednak coś mnie wytrąciło z głębokiego jak śmierć snu. Otworzyłam oczy i gwałtownie wciągnęłam w płuca powietrze, było cierpkie i drapało w język. Skośny promień słońca przebijał ciemną roletę jak sztylet i padał na poduszkę. Oślepiający nakłuwał siatkówkę oka niczym igła. Przewracałam się na bok, przeklinając blask, sięgnęłam dłonią obok. Pustka. Chłodna pustka. Dopiero teraz przypomniałam sobie, gdzie jestem, gdzie zniknęła dziewczyna wyjątkowa i nieskażona niczym. Jej istnienie obok mnie było jak patrzenie na płatek śniegu, ów roztapiał się, jeśli na niego chuchnęła. Codziennie odradzałam się na nowo. Czułam ciągle jej obecność i zapach.
Po chwili ciszy odwróciłam wzrok. Wiedziałam, że to już koniec, wiedziałam też, że muszę pomścić śmierć Kaszmir. Muszę odwrócić to zło, nad którym pracowałam i do niego przyłożyłam rękę. Muszę kiedyś stanąć przed przeszłością i zrobić rehabilitację duszy.
Rzuciłam wzrokiem po pokoju przyzwyczajając powoli oczy do mroku, jaki w nim panował. Moje rzeczy leżały na stole, ale zamiast srebrnego zimnego kombinezonu zobaczyłam kolorowe tkaniny. Za szarą zasłoną znajdowała się kabina prysznicowa. Zsunęłam z siebie koszulę, wzięłam do ręki pachnącą kostkę i zbliżyłam do nozdrzy. Wróciły wspomnienia z przeszłości, z domu, kiedy mama myła moje drobne ciałko.
— To dobrze – wyszeptałam. – Lustro, gdzie jest lustro? – pytałam w myślach. Tak bardzo pragnęłam zobaczyć siebie. – Gdzie jest okno? – Następne pytanie bez odpowiedzi.
Uwagę zwrócił prześwit pomiędzy drzwiami – żółte światło, za którym też tęskniłam.
Nacisnęłam klamkę i otworzyłam, zaskrzypiały zawiasy.
— O, Jaśmina! – usłyszałam kobiecy głos.
Zaniemówiłam. Przy niewielkim stole siedziała młoda dziewczyna. Wokół twarzy kłębiły się złociste świderki. Oczy jednak były zamglone szarością i spoglądały poza siebie.
— Nela, jestem. – Uśmiechając się, wyciągnęła ku mnie stalową dłoń. – Chodź – powiedziała.
Szłam za dziewczyną wzdłuż ciemnego korytarza. Stąpała tak delikatnie i bezgłośnie jak kot.
Na końcu tej ciemnej otchłani tkwiły drzwi, otwarte odsłoniły pomieszczenie. Mężczyzna siedzący przy monitorze spojrzał w ich stronę.
— No nareszcie obudziłaś się Jasma, pozwól, że tak cię będę nazywał – oznajmił.
Nela podeszła i czule pocałowała go w usta.
Doskonale umiałam skoncentrować się na niewidocznej dla innych obserwacji. Przefiltrowałam obraz i zobaczyłam swój segregator… Przeliczyłam się. Zostałam rozszyfrowana. Konstanty okazał się lepszym od niej.
— Wiem, że zabrałem bez twojej zgody – odpowiedział na moje bezgłośne zapytanie. – Ale musiałem ukryć dane, aby nie dostały się w ręce wroga. W czasie twojego snu rozegrały się… ale ty pewnie jesteś głodna! – Irina zawołał donośnym głosem.
Po chwili siedziałam przy stole i próbowałam coś zjeść. Jednak nic nie przechodziło mi przez gardło.