Lepiej (nie) mówić
albo raczej złe, utknęła w wypchanych łzach,
które próbują przebić skórę na dowód istnienia.
Słowa i ludzie rozjeżdżają się, ze zdziwienia
wybałuszam oczy. Czasem macham rękami,
ale bez wprawy szybko więdną.
Gdy udaje mi się zapomnieć o zasadach,
mogę w końcu wykrztusić coś więcej
niż suchy kaszel. Trzymam się wzorowo
jak najbliżej podłogi, niechętnie zlizuję
przedwczorajszą sól, różowe grudki
opornie rozpuszczają się w ustach.
Podnoszę się, gdy zabija mnie
własny śmiech.