WIGILIJNA KLĄTWA (proza)
……………………………………………………………………………………………………….
- Módlmy się za duszę tej, która została powołana na wieczną służbę u Pana naszego. Amen - głos księdza wyrwał Mirkę ze wspomnień. Otarła łzę i smutne spojrzenie zatrzymała na otwartej trumnie. Ciotka była przecież jeszcze taka młoda. Mogła żyć. Jej jasne włosy otaczały spokojną, jakby uśpioną twarz.
- Po co wstawała od tego stołu w wigilię? - Patryk nachylił się i wyszeptał złośliwie w ucho Mirki. Spojrzała na niego ze złością. Brat zawsze lubił dogryzać wszystkim, a że wierzył w klątwę, tym milej było mu przypominać o tym siostrze.
- Zamknij się! – Syknęła – w kościele jesteś! Niechętnie zwrócił twarz ku ołtarzowi i zaczął śpiewać cichym szeptem razem z innymi.
Stypa przypominała raczej urodziny, bo żałobnicy zbyt chętnie sięgali po mocne trunki. Mirka patrzyła na ten cyrk z niechęcią. Miała nadzieję na szybkie zakończenie groteski i ucieczkę do swoich czterech ścian, gdyż tylko tam mogła czuć się swobodnie. Jedna z ciotek przysiadła się do niej i dotknęła ramienia.
- Mireczko, kochanie, taka jesteś milcząca? Tak wiem, wiem... – ciągnęła nie czekając aż dziewczyna odpowie. – Pewnie wracasz myślami do żywej Tereni – otarła niewidzialną łzę.
– A wiesz, że nie tylko ona odeszła po tak spędzonej wigilii? Tym zaintrygowała Mirkę, która odwróciła w jej stronę głowę.
- Jak to? Był ktoś jeszcze kto chciał przerwać tę upiorną tradycję? - spytała już uśmiechniętą i chętną do opowieści kobietę. Ciotka odgarnęła kosmyk włosów i biorąc w dłonie rękę siostrzenicy zaczęła swoją opowieść…
- To były czasy wojny, wiesz, wszędzie pełne nieszczęść, bieda... Ach! Twoja prababka przeszła koszmar, ale wigilia zawsze musiała być taka, jak co roku. Wszyscy razem, ale wtedy przy bardzo ubogim stole. Zapalone świece, które po kolacji zdmuchnięte, miały ukazywać przyszłość w dymku, który jeśli biegł w górę – znaczył, że będzie to dobry rok, ale jeśli w dół – cóż... Z resztą przecież wiesz. Uśmiechnęła się do dziewczyny. Mirka spuściła głowę i odetchnęła ciężko.
- Pomijając... – ciotka sięgnęła po kieliszek i upiła trunku. – Syn twojej prababki, czyli jakby twój prawuj, był upartym młodzieńcem. Bardzo mądrym, zaradnym, ale podobno miał za uszami kobieta zaśmiała się trochę jakby sama do siebie, na co Mirka zareagowała wymuszonym uśmiechem.
- Prababka bardzo go kochała. Przygotowała stół z myślą o świętowaniu. Wszyscy zasiedli po modlitwie do wieczerzy, a wiesz, że w momencie trwania posiłku nie wolno od stołu odchodzić, bo wtedy... - przerwała zagryzając wargę i znów otarła nieistniejącą łzę.
- Się umrze – dokończyła Mirka.
- Niestety, kochana, niestety…
- Co zrobił wuj? - przechyliła głowę czekając na ciąg dalszy opowieści.
- Ponieważ prababka zapomniała donieść wigilijnego kompotu z suszonych jabłek, wuj Henryk postanowił, że zrobi to w chwili ucztowania. Nie pomogły tu żadne zakazy i wstał od stołu! Możesz sobie wyobrazić jak przeraził tym swoją matkę i zebranych? Zepsuł im tak ważne święto! Na drugi dzień podobno obudził się pełen werwy i wszystkim oznajmił, że to bujda na resorach, że jest żywy i czuje się wspaniale! Dorzucił jeszcze 'wesołych świąt dziwni ludzie'! Taki to był wuj Henryk znów upiła trochę wódki – Spójrz, twój brat chyba chce tańczyć? Zakryła dłonią usta ni to w śmiechu, ni przerażeniu. Mirka popatrzyła na Patryka, który faktycznie starał się stawiać taneczne kroki, jednak rozzłoszczona matka pociągnęła go na miejsce.
- Co za chłopak! – oczy ciotki błyszczały nienaturalnie – Ale wracając do wuja... Na czym to ja...?
- Że obudził się drugiego dnia po wigilii w przepysznym nastroju – dorzuciła Mirka
- O, o właśnie! No cóż... niestety kilka tygodni później został zastrzelony w lesie, gdzie wraz z partyzantami bronił dostępu do wioski. I tak klątwa wypełniła się…
- Kurcze – oburzyła się Mirka – przecież była wojna. Bez względu na zabobony - tak, czy owak mógł zginąć!
- Oczywiście, ale przerwanie tradycji chyba w tym pomogło - spróbowała podnieść się z krzesła ale siła ciężkości usadziła ją na nim z powrotem. – Zresztą... Epp...! – czknęła – Biedna Terenia poszła w jego ślady…
- Po co stawiać talerz dla niespodziewanego gościa, gdy nawet jeśli takowy się pojawi, nie można wstać od stołu, aby go ugościć? To się nie trzyma kupy! I ten zakaz wychodzenia na zewnątrz w dniu wigilii, bo można otworzyć drzwi nieszczęściom? To czysta paranoja! To pełne klątw świętowanie jest jak horror, a nie czas, w którym wszyscy powinni poczuć się dobrze i być szczęśliwymi!!!
Nie zauważyła jak całe zgromadzenie ucichło i wbiło w nią zdziwione spojrzenia. W jednej chwili poczuła jak wielki ciężar ogarnia jej ramiona. Gonitwa myśli sprawiła, że rozbolała ją głowa. Wielka niechęć do wszystkiego i wszystkich wokół skłoniła ją do wyjścia. Nie bardzo pamiętała jak dotarła do domu.
…………………………………………………………………………………………………………
Przygotowania do świąt jak zawsze szły pełną parą. Sklepy błyszczały przepychem ozdób, ludzie wyrywali sobie co lepsze sprawunki z rąk, obrażali się wzajemnie. Wspaniały czas przedświąteczny. Kupiła tylko parę rzeczy. Na samo wspomnienie ostatnich świąt poczuła przerażający i pełen niechęci dreszcz. Kiedyś święta były dla niej czymś niezwykłym. Teraz to ciężar, jaki trzeba ponieść, aby tradycji stało się zadość. Uśmiechnęła się smutno do wystawy, za którą gruby Mikołaj poruszał się dziwnie do zapętlonej piosenki. Wiedziała, że tym jednym słowem narazi się nie tylko najbliższym, ale kto wie, może ściągnie na siebie klątwę, choć może jakimś cudem sprawi, że ta straci moc. Przyłożyła telefon do ucha.
- Mamo, nie przyjadę na wigilię...
