Zachód nad jeziorem
w naszej pamięci? To lanszafty
otwierające przed czytelnikiem butelki,
których korki potem długo pachną winem;
zjawiskowość wody, tafla układająca się
w sieć odblasków rgb, w kształty rybek;
fokus ukojenia, refleks iskry zachodzącego
słońca, krótkie życia chmur, szuwary
z nartnikiem.
Lustro wody przypomina bluzkę z cekinami.
Ta woda jest rozmową płytką i rozległą; sięga
tapczanowych gąbek i sprężynuje w obrębie
powietrza obfitego w tlen, kompot i soki.
Tu inaczej rozkładają się rytmy; wieczory
są podobne tylko teoretycznie, serce jakby
nie biło;
Wieczory są w tonacji pawich piór. Wszystko
jest dziełem przypadku; w rzeczywistości
każda nasza pewność, to tylko duże
prawdopodobieństwo.
Ta tafla to ekran telewizora,
który teraz ma zakłócenia, potem przerwę.
Jest on klapą do podwodnego świata,
gdzie wśród glonów toczy się życie.
Jezioro jest jak miasto; mieści żądze, radości,
poczucie humoru, troski, bezsenność,
sukcesy, ofiary, magnez i żołądkowe triumfy.
Ginie tam utalentowana jednostka w walce
z ławicą rybek i mała rybka - w gardle
drapieżnika.
Telewizja jeziora niepotrzebnie zmienia image
kobietom, nadając im mocny makijaż
oraz identyczne fryzury, przez co wszyskie
robią się podobne.