Ballada o miesiącu
Sine, promieniste rozcięcia
Sączą burgundową juchą
Niby dostojnie, a jakby ospale
Kap, kap! na błękitną piżamę
Zaróżowiony ostatnim muśnięciem
Oblicza odchodzącego słońca
Za ciemnym horyzontem się chowa
Tarczę swą srebrną tuli samotnie
W obłoki utkane z tego dnia wspomnień
Powiekę rzęsistymi chmurami przymyka
Nań łezka zimna, kryształowa skapuje
Swą nocną wędrówką opowieści snuje;
Już skąpane w księżycu jedwabne posłanie
Jakież to było słońca pożegnanie!