drzwi do lasu
zachłanne oczy
wypłoszone szarością
zmysły
budzę ścieżek pikadą
leśnej przesieki ze skrzydlatym
rozjaśnieniem popasu słońca
maratończyka huśtawki
niejednolitych lasów myśli
....
swoim uśmiechem
dobrostanu
wlewa mi blask idylli
prowadzi w bezlik
....
koi głośne myśli
zapachem podszytu
deszczem po burzy wsobnej
miazm mokrego nieba
wydobywa odciążenie
....
podszepty przemyśleń
dochodzą środka na
nietknięte absolutnie
feeryczne zakątki
nienaruszonego
oddechu mchu
niczym zielone niebo na ziemi
jak dwustronny kobierzec
bezdomności