Edycja mirażu
Deszcze omijają mą dzielnicę.
Nawet koty przybłędy niechętne są,
przelotem zajrzeć pod drzwi.
No cóż...
Cywilizacja fałszu i obłudy
pozbawiła piękna wiele cnót.
Pomarszczony horyzont
przed mym oknem,
faluje teraz inaczej.
Mnogość tych samych twarzy,
zalewa przestrzeń
między mną a wiecznością.
W niej rodzi się gnom żniwiarz,
wycinający z ludzkich twarzy
radość najprawdziwszą.
Bezlitosny mały karzeł
drwiący z ogromu cierpień,
rozjechanych na polu łaski.
W tym poczerniałym mirażu dola ma,
która jak kula u nogi ciąży duszy,
dobija się do mych skrytych rozważań.
Usługuję jej bo trwając przy niej,
utrapienie rozognionych myśli
schodzi bezpiecznymi schodami.
A na dole drewniane pudełko...
... czekające w ciszy.