drzewo obok
wyciągam do nieba setkę rąk
nie prosząc o deszcz
konary namokły kwaśnymi łzami
nie proszę o słońce - żar wypalił
proszę daj mi nowe życie
budzące świt świergotem
chcę objąć tę miłość gałązkami
zdrewniałam od niedotyku
pierścienie przyrostów
rozsadzają od środka
tyle lat rosnę obok ciebie
bez szansy na wspólny szum liści
jesień - zmarszczki na korze
jak bruzdy smutku
zmieniam kolor na rudy
(znowu nie zauważyłeś)
babie lato zawijam na palcach
chroniąc rany przed słońcem
nie przetrwam tej burzy
błyskawice jak płonący sznur
owiną pętlą
złość płynąca rdzeniem
rozerwie na pół
różnice potencjałów - powiesz w sądzie