Kapliczka przydrożna
Łany zbóż złociste. Kręta droga polna.
Pejzaż, jak z obrazka. Chmury płyną z wolna
po niebie w błękitach. W słońcu listki drgają.
W światłocieniach ptaszki rzeźbę wychwalają,
którą na brzozie zawiesił natchniony
rzeźbiarz ludowy, tu - z tą ziemią od dziecka złączony.
Kapliczkę cud zrobił. Daszek na niej krzywy,
a pod daszkiem siedzi Chrystus Frasobliwy.
Przeszedł obok pijak i nawet nie zerknął.
Marzy mu się pewnie z gorzałą wiaderko.
Zając tuż za miedzą nastawił swe uszy
i wytrzeszcza oczy, że pijaka suszy.
Wnet ktoś autem przemknął - prawie ich nie zabił -
kurz po sobie tylko w kapliczce zostawił.
Szedł listonosz. Gestem odruchowym dłoni,
za daszek czapki chwycił i się jakby skłonił.
Przybył etnograf. Wszystko narysował -
najlepiej mu wyszła ta podparta głowa.
Potem zdjęcia robił, szkic schował w notesie
i umieścił wkrótce wszystko w Internecie.
Żegnało się ludzi tu może tysiące?
Czasem deszczyk padał lub prażyło słońce.
Zimą mróz odwiedzał, z nim biała śnieżyca,
jesienią bywała z deszczem nawałnica.
Opodal mogiła. Spokój dookoła.
Ginąc polski żołnierz tam Jezusa wołał:
„- Chryste dla ojczyzny przyjmij mą ofiarę
i wrogów za grzechy nie ukarz nad miarę!”.
Dla Boga te prośby, to ciągłe strapienie -
przecież pragnie wszystkim przynosić zbawienie.
Wciąż łaknie miłości nie dbając o spiże.
On martwi się o tych, których drażnią krzyże.
Bogumił Pijanowski