Wędrowny obóz koncentracyjny'91
Musiałem czekać
Do osiągnięcia pełnoletności
Cóż tacy rodzice
Inni mieli więcej szczęścia
Jura
Ruszamy z Krakowa
Pierwszej nocy tracę 3 litry wody
I niestrawiony posiłek
Obca flora bakteryjna
Za dnia czuję się jak sterta łajna
Oblepiona przez muchy
I chodzący bukłak z krwią zamiast wina
Specjalnie dla komarów
Sól z potu szczypie w oczy
Rozpada się w jednym miejscu
Mocowanie plecaka do stelaża
Świetny komunistyczny wyrób
Z czasów kryzysu gospodarczego
Insekty atakują falami
Upał nie chce mnie zabić
Wystarcza mu dręczenie
Tracę chyba wszystkie atuty
W oczach dziewczyny
Potem już równia pochyła
Mimo wszystko ocalałem
Nigdy więcej nie wróciłem
Na tamten szlak
Co ja bym teraz dał
By się z nią na nim znaleźć