Bezradność
Wylewa smołą przez gardło
Nie ma gdzie uciec
Gdy głowa tonie w wodzie
Lodowatej ciemnej strasznej
Wbija ostre szpony
W ciepłą masę tkaniny
Licząc na zemstę
Która nigdy nie nadejdzie
Duś się duś się duś się
Przeraźliwy skurcz ściska twarz
I całe ciało w złości się wykrzywia
Nie ma wyjścia i nie ma ucieczki
Zgrzytanie zębów też nie pomaga
Cicha modlitwa z ust wypływa
Tworzy absurdalne oksymorony
By stać się kimś zupełnie innym
Wyrzucić węża spod żeber
Na sercu znów ulgę poczuć
A na policzkach słone łzy
Groteska