Dialogi z Marilyn. Z cyklu: Być jak Marilyn cz. V
Stali u podnóża wodospadu.
Jej platynowe włosy rozwiewał wiatr.
- Spójrz, jak tutaj pięknie! - powiedział.
- Zachwycający widok! - westchnęła.
Zbliżył się do niej i przyciągnął z całej siły.
Całował łapczywie, niemalże pożerał
jej usta.
Nagle zwolnił, ostrożnie badał grunt
niczym detektyw idący po śladach.
W głowie miał jedno, czy ta miłość
jeszcze trwa, czy wybuchnie na nowo?
Czuł, że odnalazł trop.
Namiętnie oddawała pocałunki.
Była jak róża o północy, czarująca,
słodka, a on delikatnie jak motyl,
wślizgiwał się w rozchylone płatki.
- Nasza miłość, to rzeka bez powrotu -
rzekła, wyrywając się z jego objęć.
- Piszemy swój scenariusz, kochanie! - odparł zawiedziony.
- My, tylko odgrywamy role,
pół żartem, pół serio, ale to są tylko role...
- odparła ze smutkiem.
- Marilyn zawróciła ci w głowie! - rzekł ironicznie.
- Zawrót głowy? To film z Kim Novak,
a nie z Marilyn! - odparła z przekąsem.
- Ktoś, tak słodki jak ty, powinien wiedzieć,
że życie to nie jest film! Ale skąd możesz o tym
wiedzieć? Prawda? - odparł z politowaniem.
Zdjęła buty na szpilce i pobiegła przed siebie.
Nie mogła znieść jego realizmu,
sztywnych norm, uwierał ją jego pozbawiony
fantazji umysł. Pragnęła dramatyzmu,
chciała przeżywać życie mocniej niż mogła.
- Marilyn! - krzyknął. - Poranisz sobie stopy!
Przystanęła i rozpłakała się jak dziecko.
- Mam zranioną duszę! - wrzasnęła z całej siły.