Już dobrze, to sen…
Jak krople deszczu na szybie —
tak łzy gorzkie po twarzy dziecka spływają,
gdy, rozżalone, za swą matką płacze.
Serce w nim krzyczy i w piersi się szarpie —
jak liść w czasie burzy, co w ziemię się wczepia.
A matki już nie ma.
Zniknęła — na zawsze.
Lecz duch jej wciąż czuwa —
w spojrzeniu, w snach drzemie.
Głos jej jakby szeptał wśród ciszy, jak mgiełka —
z nieba chyba mówi:
„Już dobrze, to sen…”
I choć świat się zmienił,
pustka boli bardzo,
to dziecko powoli bez niej żyć się uczy —
z cieniem jej dłoni
na swoim ramieniu,
z ciepłem jej szeptu w duszy, co pamięta.
Bo miłość nie znika —
ona trwa, wciąż cicha,
jak gwiazda poranna,
która gładzi sen.