Pójdę po Twój obraz
Godzina 4 nad ranem i ciemniej niż ciemno za oknem,
Tylko światła lamp jakby dawały mi znak,
Że już nie będzie dobrze.
22 grudnia, a ja w łóżku.
Skóra lepi się od kurzu, a ja się zapadam.
Gdzie moja wiara w to co przysłania mi sens.
Ma imię ona na literę...
Ostatnie chwile, jak ja tego pragnę.
Nie wiem czy bardziej chwil, czy Jej, czy tego razem.
Oczy zamykam, obrazy te same.
Dwie pary oczu patrzą się wzajemnie.
Gdzie jest ten ciepły wiatr, słów smak, zimny wiatr, a słów brak.
O Piękności moja. Gdzie jesteś? Gdzie się ukryłaś? Gdzie uciekłaś wtedy i gdzie ja byłem?
Zgubieni w sobie samych, oddaleni o mile.
Ukojenia nie da mi wódka,
nie da różowa tabletka, moja gehenna się zaczęła, bądź kończy się , pozostała chwila.
Twój obraz to pamiątka wspomnień.
Jesteś inna.
Twój obraz to on, Ty z nim, ja odchodzę w cień.
Żegnaj
Twój na zawsze.
Smutny Pan B.