Sztuka mówienia
Sztuka milczenia
Ile lekkomyślnych słów
Padło z naszych ust
Nie zliczymy
Najpierw mówimy
Później myślimy
Lub nie myślimy
A ranimy
Wygłupiamy sie
Ośmieszamy siebie
Próbujemy być
Mądrzy na siłę
Jednak prawdziwą sztuką
Jest słuchanie
Dowiadywanie się
Wchłanianie mądrości
Analizowanie
Wybieranie
Tych treści
Które sa zgodne z logiką
I naszymi przekonaniami
Dzięki uważnemu
Słuchaniu
Mamy szansę wyrobić
Swoje zdanie
Nie ulec propagandzie
Której dalej nie brakuje
Jesteśmy zasypywani
Informacjami
Fake newsami
Warto zastanowić się
Co powinno do nas trafiać
I mówić
Gdy serce jest pewne
A umysł otwarty
Na dyskusję
Rozwijajmy się
Bogaćmy
Nikt nas wtedy nie oszuka
Bo nie będzie miał siły
Chleb
Jeśli człowiek straci wszystko
Cieszy się ze wszystkiego
Ostrzegam to nie jest
Atrakcyjne doświadczenie
To codzienna walka o przetrwanie
Upokarzanie się, znoszenie wyzwisk, Proszenie o pomoc
A nawet żebranie
Ale nie ma wyjścia
I to nie są puste słowa
Doznałam tego uczucia
Bardzo wcześnie w swoim życiu
Właśnie wchodził Plan Balcerowicza
Ludzie masowo tracili pracę
Spotęgowało to biedę i niedostatek
Mój ojciec należał do grona tych nieszczęśliwców
Dotychczas zarabiał sam na żonę i czwórkę dzieci
Z siostrą na wózku inwalidzkim
Z dnia na dzień zostaliśmy dosłownie z niczym
I gdy dotknęły nas te najgorsze czasy
Naprawdę ciężkie położenie
Zaczęło się
Porcjowanie jedzenia, chleb ze śmietnika,
Brak węgla na zimę, zamarznięte szyby czy nawet groźba eksmisji.
Naprawdę cieszyło mnie wszystko
W szczególności jedzenie
Najbardziej chleba
Głód to coś strasznego
Nagle przestaje zależeć ci na dobrach materialnych
Ale marzysz o chlebie
Nie chcesz prezentu pod choinkę
Możesz nosić dziurawe biuty
Dostawałam na kolację kilka kromek czerstwego chleba z margaryną.
Gdy mama niechcący się machnęła i dała mi więcej margaryny rozkoszowałam się
Czasem na kanapkach był zielony ogórek
To był dopiero poczęstunek.
Wpadałam w zachwyt
Śniadań do szkoły nie dostawałam
Na długiej przerwie miałam bezpłatny obiad
Stałam w kolejce, byłam wypychiwana, wygwizdywana, pluta
Ludzie chcieli sprawić mi ból
Poniżyć jeszcze bardziej
Byłam kozłem ofiarnym
Jednak twardo stałam
Pamiętam ziemniaki z masłem i kotletem mielonym
Zachwycałam się ryżem z jogurtem truskawkowym
Delektowałam się każdym kęsem
To wszystko było szalenie smaczne
Panie kucharki znały moją sytuację więc codziennie dawały mi w słoikach resztki.
Dzięki temu najadła siè pozostała rodzina
Cieszyła nas ryba w panierce
Filet z kurczaka
Barszcz czerwony
Wszystko
Zrozumiałam wtedy jak ważne jest jedzenie
Że jest czymś podstawowym, istotnym.
Normalny człowiek może tego nie poczuje
Bo jedzenia nie brakuje
Teraz też nie głoduję
Ale wtedy wybór jedzenia lub czegokolwiek innego pozostawiał prosty wybór
I oczywiście można wracać do historycznych zdarzeń gdy za kromkę chleba oddawano rodzinne skarby
Tata próbował pracować
W różnych dostępnych branżach
Skończył tak jak mama
Zbierali złom, puszki, kable.
Pamiętam jak w kaflowym piecu opalali coś żeby łatwiej wydobyć miedź
Odór straszny
Ktoś by powiedział melina
Ja przyzwyczaiłam się.
W szkole miałam ksywę "Puszka"
Było mi wstyd że tak żyjemy
Nie chciałam się wyróżniać w tłumie
Nie w ten sposób
Śmierdziałam jakbym wyszła z kanału
To była duża przeciwność losu
O którą nie mogłam osksrźyć rodzicóe
Pomoc z Państwa była znikoma
Darmowe obiady.w szkole
Niewiele ale i tak wiele
Rodzice gdy wracali ze złomowiska kupowali Świeźy chleb
Pamiętam do dzisiaj chrupiącą skórkę i miękki środek
Adorowałam każdy kęs
To była frajda
Jadłam powoli
Może to jest komizm
Ale gdy zdarzył się ciepły...
Moje życie w takich chwilach było kolorowae
Może to takie bezbarwne pisać o chlebie
Ale był moim zbawieniem, niebem.
Piszę o tym bo nie było doskonale ale bywało pięknie i tych wspomnień nikt mi z głowy nie wyrwie.
A chleb stał się na zawsze moim
Symbolem przetrwania.
